Serwis używa cookies. Wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Zapoznaj się z polityką cookies. x

PR 26.04.2021

30.04.2021

"Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda piramida potrzeb załoganta Niebieskiej Szkoły? Na podstawie naszych długich obserwacji dochodzimy do wniosku, że na jej samym szczycie, jako najmniej ważna potrzeba, znajduje się sen. Zdecydowanie ważniejsze od niego są rozmowy z przyjaciółmi, porządek w kajucie w celu uniknięcia fumigacji, ładne fotki o zachodzie słońca, a nawet dobre oceny ze sprawdzianów. Jest jednak taka rzecz, o której rozmawiać można w nieskończoność… Jej braki są odczuwalne nawet na 10 mil. Mowa tu rzecz jasna o jedzeniu! Dzisiejszy dzień był pod tym względem wyjątkowy. Potocznie nazywa się go niedzielą, ale dla nas oznacza dużo więcej.

Rano pojawiła się przepyszna jajecznica. Nie bez powodu, gdy pani Kapitan prosi nas o wykonanie jakiegoś zadania, mówi: „macie czas do jajecznicy, tak zwanej niedzieli”, gdyż jedynie raz na siedem dni znamy aktualny dzień tygodnia. O dniu miesiąca zdajemy sobie sprawę dopiero wtedy, gdy wpisujemy datę na sprawdzianie. 

Na śniadaniu nie zabrakło także serów, wędliny, herbaty z cytryną, serka philadelphia i pomidorów. Jest co wybierać na kanapkę z chlebkiem świeżo upieczonym przez wspaniałą panią Krysię i kambuz. 

Po śniadaniu załoganci jak prawie zawsze zaczęli lekcje. Każda klasa ma przydzielone własne pomieszczenie do nauki, jednak na przerwach i tak wszyscy spotykają się w jednym miejscu - jest nim pentra. Co można w niej zrobić? Możliwości jest wiele… Zaczynając od popsucia mikrofalówki, umycia brudnych kubków - aż do robienia kiśli, herbaty, kawy czy kanapek na kolejne godziny lekcji. 

W przerwie pomiędzy lekcjami mieliśmy długo wyczekiwany obiad, a na nim spełnione marzenia każdego członka załogi. Rosół, kurczak, ryż curry, kalafior i sok – obiad, na który wszyscy czekają przez cały tydzień. Mimo że brzuchy mieliśmy pełne, nie było to dla nas przeszkodą, aby na kolejnych przerwach zajrzeć do pentry, czy aby nie ma tam świeżego chleba. W koszu pojawiło się kolejnych 20 pustych opakowań po kisielach, ciastkach bądź czekoladzie, choć nie wszyscy posiadają już takie pyszności. 

Według dzisiejszych statystyk ilość posiadanego wśród załogantów jedzenia jest bardzo różna. Są tacy, którzy oszczędnie spożywają swoje zapasy i na przykład zostawiają sobie po jednym kisielu na każdy dzień do końca rejsu. Nie brakuje też takich, co swój cały dobytek zjedli już na Azorach, a teraz stali się pasożytami żerującymi na dobroci innych. Powstała też Chopinowa Giełda Słodyczy, która pomimo bardzo wysokich cen znajduje nabywców będących w głębokiej desperacji jedzeniowej.

Po ostatniej lekcji wydarzyło się jednak coś, co pozwoliło nam na trochę przerwać rozmyślanie o jedzeniu, gdyż pojawił się nowy temat do rozmów i zachwytów. Na horyzoncie dostrzegliśmy ląd, a wraz z nim mnóstwo delfinów, które pływały dookoła naszego Fryderyka. Dzięki przepięknej pogodzie i niesamowitemu zachodowi słońca wieczorny alarm do żagli stał się czystą przyjemnością.

PS: Mamo, tato, delfiny były cudowne, ale niestety nie da się ich zjeść! Nie zapomnijcie przywieźć nam do Szczecina czegoś dobrego