Serwis używa cookies. Wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Zapoznaj się z polityką cookies. x

NS East Europe (13) - Lizbona i dalej w drogę

25.04.2016

Kolejny dzień bo po trzecim straciłem rachubę czasu :)

B.E.Ł.T.?

Za nami pierwszy dłuższy przelot, 3 doby na morzu to już coś. Jednym ten czas minął spokojnie, dla innych była to męczarnia, ale spokojnie, żyjemy wszyscy. Teraz mógłbym powiedzieć czym tak właściwie jest choroba morska ale wolę przytoczyć słowa Naszego Ostrego kapitana, który powiedział: "Choroba morska to mit, nie dajcie sobie wmówić, że istnieje". Swoją drogą było to bardzo ciekawe, ponieważ w tym samym czasie, nasz pokład wyglądał jak dom po naprawdę dobrej imprezie. Jedne "zgony" leżały na rufie i egzystowały, a pozostałe czekają, wychylone za burtą, na rozmowę z Neptunem. Tak minęła nam podróż z Gibraltaru pod Lizbonę.

 

Hej ho żagle staw...

Zmęczony dniem i wachtami człowiek chce się położyć, zdrzemnąć na przynajmniej te 3h. Schodzi z psiej wachty zadowolony, że już zarz się prześpi, wchodzi pod kołdrę, zasypia. I nagle słyszy "dryyyyyy", "dryyyyy", "alarm do żagli, alarm do żagli". Kto to słyszał, żeby o 6 rano robić dwu godzinne alarmy. Wejdź na reje, sklaruj żagle, wybierz gejtawy i gordingi, luzuj szoty. Życie żeglarza jest z jednej strony piękne ale z drugiej strony okrutne i męczące. Ale nie ma co się przejmować czy zastanawiać nad tym, bo kiedy ujrzysz ląd, cel twoich zmagań to jest to uczucie nie do opisania. Uczucie prawdopodobnie zbliżone do radości matki, która po trudach i bólach rodzenia ujrzy swoje ukochane dziecko.

Janek Ciechomski